fbpx
Przejdź do treści

SPALONY KOŚCIÓŁ W LIZBONIE

Kościół św. Dominika w Lizbonie

Wystrzelił z gotyckiego łuku niemalże osiem wieków temu. Stał się domem Dominikanów. Od zarania nawy niezmiennie się zmieniał. Obrastał w nowe, a to, co przeżył przerosło wszelkie wyobrażenia.


Fasada główna Kościoła św. Dominika w Lizbonie, (fot. Karolina Piórkowska)

“Nowi Chrześcijanie” w Portugalii

Kiedy Portugalczycy wpłynęli w złoty okres odkryć geograficznych, król Manuel I zapragnął potomka, który miał stać się władcą całego Półwyspu Iberyjskiego. W celu realizacji swojej wizji, musiał poślubić hiszpańską księżniczkę Izabelę Kastylisjką.

W 1492 roku wszyscy Żydzi zostali wypędzeni z Królestwa Hiszpanii. Żeby wkupić się w łaski przyszłych teściów, zdeterminowany monarcha, 5 grudnia 1496 roku wydał edykt, który stanowił, że wszyscy Żydzi i Muzułmanie muszą opuścić Portugalię. Jednak kilka miesięcy później, Manuel wprowadził do tekstu pewną poprawkę i zabronił wszystkim dzieciom, poniżej czternastego roku życia, opuszczenia kraju. Wygnanie było de facto impulsem do przymusowej konwersji religijnej.

I tak powstała grupa “Nowych Chrześcijan”

Żydowskich konwertytów, których podejrzewano o potajemne wyznawanie praktyk judaizmu, nazywano Marranami (od hiszpańskiego marrano – znaczenie niejasne, być może „świnia”, hebr. אֲנוּסִים anusim – „zmuszeni”). Według jednej z hipotez przydomek został im nadany przez społeczność żydowską, która została przy judaizmie i dalej przestrzegała zakazów tej religii (tj. niejedzenie mięsa wieprzowego).

Wzrost pozycji społecznej konwertytów i niewiara w szczerość ich nawróceń wywołał zawiść i nieufność “Starych Chrześcijan.

Pogrom Wielkanocny w Lizbonie- 19 kwietnia 1506 roku

Kiedy w 1506 roku nieustraszone Imperium Portugalskie zadrżało w obliczu czarnej śmierci, lud zamarł w oczekiwaniu na boskie wsparcie w tej nierównej potyczce. To właśnie tutaj, w czasie Świąt Wielkanocnych, najgorliwszy z wiernych dostrzegł znak na krucyfiksie. Tłum oniemiał. Tylko jeden z Nowych Chrześcijan nie dowierzył cudzym oczom i zakwestionował prawdziwość cudu, co stało się przyczyną wielkiej tragedii. Pogrom Wielkanocny trwał trzy dni i noce. Tysiące Żydów zginęło z rąk Lizbończyków. Dziś Plac Tolerancji przypomina nam o skutkach jej braku.

Święte Oficjum w Lizbonie

Trzy dekady później kościół zatrząsnął się po raz pierwszy. Cudem i jałmużną podniósł się z gruzów i związał ze Świętym Oficjum. To stąd wyruszały autos-de-fé, czyli deliryczne procesje inkwizycyjne.

Inkwizycja, czyli instytucja sądowa powołana do ścigania heretyków, działała w Portugalii i w jej koloniach w latach 1536-1821. Przyczyną jej powstania były problemy pomiędzy „starymi” a „nowymi” Chrześcijanami, których podejrzewano o potajemne wyznawania judaizmu. Ostatni auto-de-fé w Lizbonie miał miejsce w 1761 roku. Jezuita Gabriel Malagrida, wielki wróg ministra króla Józefa I Reformatora, odpowiedzialnego za odbudowę miasta po trzęsieniu ziemi 1755 –  Markiza Pombala, został skazany na karę publicznego spalenia za herezję. Zakonnik twierdził, między innymi, iż lizboński kataklizm było karą wymierzoną przez niebiosa.

Wielkie trzęsienie ziemi 1755

W 1748 roku wielkie architekt Frederico Ludovice odział w barok ołtarz główny świątyni. Nie wiedział, że kilka lat później żywioł pogrzebie jego plany.

Kiedy w 1755 roku lizboński świat się zawalił, blask pozłotnictwa zgasł i pył zakrył blichtr marmurów. Odbudowa zabytku stanowiła wyzwanie dla architektów. Manuel Caetano de Sousa i Carlos Mardel podnieśli kościół na duchu. Zachowali to, co nie poległo. Dzisiejsza portal główny Dominikanów to dawna fasada kaplicy królewskiej Pałacu Ribeira, który został, niemalże doszczętnie, zniszczony przez XVIII-wieczną tragedię.

Obiekt został bogato udekorowany.  Przeżył chwile prawdziwej chwały. To tutaj, w 1862 roku, król Ludwik I poślubił piękną Maria Pia. Ach co to był za ślub!


Ślub króla Ludwika I i królowej Maria Pia, António Manuel da Fonseca (1796-1890).

Wielki pożar 1959


Kościół św. Dominika, (fot. Karolina Piórkowska)

Beztroska nie mogła trwać wiecznie. 13 sierpnia 1959 roku kościół strawił płomień. Feralna świeca sprawiła, że żywioł znów zostawił swój ślad. Wielu nie dowierzało, że i tym razem feniks odrodził się z popiołów. Dzięki ręce wielkiego architekta José Fernando Canas w 1994 roku świątynia odżyła ponownie. Artysta nie wyzbył się ran i blizn. Wyeksponował wszelkie niedoskonałości, by opowiedzieć nam o niezłomnej sile tego miejsca. Pod tlącym się stropem, kościół, nadal snuje swoją historię.

Czy wiesz, co warto zobaczyć w Lizbonie?

Napisz do mnie!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne posty